"Moja droga projektowa zaczęła się...nieświadomie"

To nie ja ją wybrałam — to ona wybrała mnie. Dziś może brzmi to jak banał, ale wtedy naprawdę nie przypuszczałam, że będę projektować wnętrza, prowadzić budowy i tworzyć przestrzenie, w których ludzie będą się czuli jak u siebie. Z perspektywy czasu widzę wyraźnie, że chcę, aby każdy mógł mieszkać w miejscu dopasowanym do siebie — do swojej osobowości, nawyków, rytmu życia. Tworzę wnętrza, które nie są kopią z Pinteresta, ale autentycznym oryginałem — projektowanym wspólnie z mieszkańcami. Bo to właśnie oni, inwestorzy, są najważniejszą inspiracją. Meble, kolory, faktury — można znaleźć je w naturze, podróżach, magazynach… ale to ludzie są początkiem każdego projektu. Zaczęło się od sztuki. To ona jako pierwsza rozwinęła moje zdolności i dała przestrzeń do wyrażania siebie. Pamiętam rysunki w domowym zaciszu, pierwsze konkursy plastyczne, nagrody od… Kulfona i Moniki! (Kto jeszcze pamięta tę kultową emisję w telewizji?). Do dziś z uśmiechem wspominam szkolne anegdoty — na przykład tę, gdy zrobiłam pracę konkursową dla siebie i dla przyjaciółki. Jej praca (czyli moja, ale cicho sza!) wygrała. Dziś wiem, że dostałam od losu coś, czego nie można się nauczyć ani kupić — talent. To był mój pierwszy bilet do świata twórczości, który z czasem prowadził mnie coraz bliżej do miejsca, w którym jestem teraz.

"Tworzę wnętrza, które nie są kopią z Pinteresta, ale autentycznym oryginałem."

Po podstawówce większość znajomych poszła do liceum ogólnokształcącego. Ja też miałam to w planach — średnia 5,9 i papiery złożone do jednego z topowych ogólniaków. Ale moja mama miała przeczucie. Wiedziała, że to nie moja droga. Delikatnie, ale stanowczo zaproponowała mi kierunek Liceum Plastycznego. Zdawałam tam egzaminy trochę z przypadku, trochę z ciekawości… i się dostałam. Spędziłam tam cztery intensywne lata — piękne i trudne zarazem. Codziennie dojeżdżałam do szkoły, łącznie dwie godziny dziennie. Do tego przedmioty ogólne i mnóstwo zajęć artystycznych. Było co robić, ale miałam szczęście — łatwo przyswajałam wiedzę. Można powiedzieć, że byłam kujonem, który się nie uczył (i serio, jakoś to działało!). Tam, w świecie sztuki, wszystko zaczęło nabierać głębszego sensu. Ogromny wpływ na moją drogę miały również podróże. Dzięki mamie, od dziecka mogłam zwiedzać świat. Pamiętam pierwszą zagraniczną wycieczkę w czwartej klasie — Sztokholm i zderzenie z czystością, prostotą, szwedzkim designem. Potem była Grecja, Rzym, Hiszpania, bogate Monako… Każde miejsce czegoś mnie uczyło, zostawiało ślad, inspirację, myśl. Zbieram te wrażenia do dziś — z ludzi, miejsc, zwyczajów.

 

W liceum jeszcze nie byłam pewna, co dalej. Wśród wielu kierunków artystycznych — od fotografii po projektowanie produktu — wybrałam specjalizację z dekoracji wnętrz. Tak zostałam technikiem dekoracji wnętrz i muszę przyznać, że ta umiejętność bardzo przydaje się dziś. Szczególnie przy tworzeniu sesji zdjęciowych — sama stylizuję przestrzenie, w których z fotografem łapiemy te „magiczne kadry”. Moja mama zawsze kochała zmiany. W naszym domu niekończące się remonty były normą. Drzwi w jednym z pokoi raz pojawiały się po lewej stronie, raz po prawej, czasem miały kształt prostokąta, innym razem wykończone były łukiem. Kuchnie w różnych stylach, ściany zmieniające kolory jak pory roku. Elewacja? Zielona papa pomalowana kauczukiem i do tego soczysty turkusowy „baranek”. To wszystko sprawiło, że od najmłodszych lat obserwowałam, jak przestrzeń potrafi się zmieniać i opowiadać nową historię. I chyba wtedy zaczęłam chłonąć to, co dziś nazywam projektowaniem.

Po Liceum Plastycznym planowałam studiować Architekturę i Urbanistykę, ale los — jak to ma w zwyczaju — miał inny plan. Trafiłam na Wydział Wzornictwa i Architektury Wnętrz Politechniki Koszalińskiej. Początkowo miało być na rok… ale zostałam na dłużej. To były intensywne lata. Uczyli nas wykładowcy z różnych miast — z Gdańska, z Poznania — więc miałam wrażenie, że moja edukacja ma dużo większy zasięg. Działałam w kole naukowym Re:Design, poznawałam nowe kierunki projektowe, ale najważniejsze — spotykałam ludzi, którzy inspirowali i motywowali.

"Od najmłodszych lat obserwowałam, jak przestrzeń potrafi się zmieniać
i opowiadać nową historię."

Po podstawówce większość znajomych poszła do liceum ogólnokształcącego. Ja też miałam to w planach — średnia 5,9 i papiery złożone do jednego z topowych ogólniaków. Ale moja mama miała przeczucie. Wiedziała, że to nie moja droga. Delikatnie, ale stanowczo zaproponowała mi kierunek Liceum Plastycznego. Zdawałam tam egzaminy trochę z przypadku, trochę z ciekawości… i się dostałam. Spędziłam tam cztery intensywne lata — piękne i trudne zarazem. Codziennie dojeżdżałam do szkoły, łącznie dwie godziny dziennie. Do tego przedmioty ogólne i mnóstwo zajęć artystycznych. Było co robić, ale miałam szczęście — łatwo przyswajałam wiedzę. Można powiedzieć, że byłam kujonem, który się nie uczył (i serio, jakoś to działało!). Tam, w świecie sztuki, wszystko zaczęło nabierać głębszego sensu. Ogromny wpływ na moją drogę miały również podróże. Dzięki mamie, od dziecka mogłam zwiedzać świat. Pamiętam pierwszą zagraniczną wycieczkę w czwartej klasie — Sztokholm i zderzenie z czystością, prostotą, szwedzkim designem. Potem była Grecja, Rzym, Hiszpania, bogate Monako… Każde miejsce czegoś mnie uczyło, zostawiało ślad, inspirację, myśl. Zbieram te wrażenia do dziś — z ludzi, miejsc, zwyczajów.

Dyplom? Postawiłam sobie wysoko poprzeczkę. Zamiast klasycznego wnętrza mieszkania zaprojektowałam kawiarenkę z autorską formą siedziska. Pracę pisałam głównie latem, na Sardynii — brzmiałoby to idyllicznie, gdyby nie fakt, że…prawo uczelniane może działać wstecz. W międzyczasie uczelnia zdążyła zmienić zasady, a mój promotor… odszedł z uczelni. Trochę się posypało, ale na szczęście rektor zgodził się przejąć opiekę nad pracą. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze — dyplom obroniłam z wyróżnieniem. I choć było stresująco, to do dziś wspominam ten projekt z ogromną satysfakcją. Mój pierwszy zawodowy projekt? Pełen entuzjazmu… i rozczarowania. Wraz z koleżanką odpowiedziałyśmy na ogłoszenie „Zatrudnię studentkę”. Stworzyłyśmy koncepcję mieszkania, której nikt nam nie zapłacił. Dziś wiem, że to było jedno z cenniejszych doświadczeń — nauczyło nas szacunku do własnej pracy.

 

"Każde miejsce czegoś mnie nauczyło, zostawiło ślad, inspirację, myśl."

Już na drugim roku studiów zaczęłam pracować. Projektowanie mebli na wymiar łączyło teorię z praktyką — tworzyłam rzeczy, które naprawdę powstawały. Potem przyszło projektowanie oświetlenia — i to właśnie ten etap nauczył mnie więcej niż jakiekolwiek zajęcia akademickie. Kontakt z rzeczywistością pokazał, jak dużo trzeba wiedzieć poza samą estetyką. W 2018 roku — przy ogromnym wsparciu mojego partnera — założyłam własne studio. Myślałam, że jestem gotowa. Nie byłam. Prawdziwe wyzwania dopiero się zaczęły. Jak wycenić projekt? Jak stworzyć ofertę, która pokaże wartość, a nie tylko metraż? Ile poprawek przewidzieć? Jak pracować z klientem? Tego wszystkiego uczyłam się sama — metodą prób i błędów, kosztem snu i spokoju. Na studiach uczono nas sztuki, kompozycji, estetyki. Ale nikt nie mówił, jak prowadzić firmę. Jak budować markę. Jak zarządzać projektem, który nie tylko dobrze wygląda, ale też się opłaca. I jak się nie załamać, gdy coś nie pójdzie zgodnie z planem. 

 

"Na studiach uczono nas sztuki, kompozycji, estetyki. Ale nikt nie mówił, jak prowadzić firmę."

Dziś — na szczęście — dostęp do wiedzy jest dużo większy. Coraz więcej architektów wnętrz dzieli się swoim doświadczeniem. A sam zawód zyskał na znaczeniu. W czasach ogromnej liczby materiałów, inspiracji i opcji — architekt wnętrz to nie tylko projektant. To doradca, przewodnik. Ktoś, kto porządkuje chaos i realnie oszczędza inwestorowi czas, pieniądze i nerwy. Mimo wielu momentów zwątpienia — gdy godziłam pracę z macierzyństwem, projekty z życiem — nigdy nie przestałam tworzyć. I cieszę się, że nadal mogę to robić. Że sztuka, której uczyłam się w liceum, i rzemiosło, które pielęgnuję od lat, są wciąż obecne w mojej pracy.

 

Copyright © 2020 Agnieszka Ziomek by AZ Interior Design. Wszystkie prawa zastrzeżone